Integracja przez wymieszanie – niemiecki eksperyment genetyczny
Pamiętasz jeszcze, czym byli Niemcy? Ordnung, język, kultura, Bach, Goethe, wurst z musztardą. A dziś? Zamiast „Guten Tag” – słyszysz „Yalla, habibi!”. A zamiast „Dzieci z Bullerbyn” – dzieci z enklaw, gdzie niemieckiego uczą się z TikToka, a konstytucję rozumie się jako zakaz obrażania proroka.
Współczesne Niemcy przypominają pacjenta poddanego eksperymentowi, o którym sam nie wie. Naród, który przez wieki budował swoją tożsamość, społeczeństwo i państwowość, został postawiony przed faktem dokonanym – decyzją, której nigdy z nikim nie konsultowano.
Oficjalna narracja mówi o otwartości, empatii i pomocy uchodźcom. Ale skala zjawiska i sposób jego wdrażania każą zadać proste pytanie:
czy mamy do czynienia z pomocą humanitarną, czy z inżynierią społeczną na masową skalę?
Tu nie chodzi o kilkadziesiąt tysięcy ludzi w potrzebie. Tu jest masa milionów przybyszów z całkowicie odmiennych kultur, religii i cywilizacji – dla których niemiecka rzeczywistość jest nie tylko obca, ale często sprzeczna z ich wartościami.
Integracja przez pokolenia – albo przez geny.
Integracja? Na papierze wygląda pięknie. W praktyce – jak pokazuje przykład amerykański – prawdziwa integracja zaczyna się dopiero w drugim pokoleniu, o ile istnieje silny system edukacyjny i klarowny model tożsamości narodowej. Dzieci migrantów, chodząc do szkół z miejscowymi, mają szansę się „przekształcić”. Ale to proces na lata – i tylko wtedy, gdy istnieje wola integracji z obu stron.
Tymczasem w Niemczech sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Dyktatura urzędnicza nie tylko odebrała Niemcom ich państwo i kulturę, ale samych Niemców zaczęła traktować jak bydło rozpłodowe.
Władza mówi im wprost:
„Czochrajcie się z kolorowymi przybyszami – z tego urodzą się Nowi Niemcy.”
Tylko w ten sposób – przez wymieszanie krwi – ma się udać integracja.
To nie jest już polityka asymilacyjna. To program zastąpienia biologicznego. Niemiecki system nie wychowuje. On hoduje – nowe społeczeństwo. Obywatele są zachęcani – albo nieformalnie przymuszani – do tworzenia związków z migrantami. Bo „z tego urodzą się Nowi Niemcy”.
Naród jako rezerwuar biologiczny
Rdzenni Niemcy są dziś traktowani jak rezerwuar genetyczny. Niskie wskaźniki dzietności? Żaden problem – sprowadzimy ludzi z zewnątrz i zmieszamy. Kto protestuje – ten jest cenzurowany, ośmieszany i okrzyknięty „skrajną prawicą”.
Kto za to wszystko odpowiada? Nie parlament. Nie rząd. To rozrośnięta, anonimowa dyktatura urzędnicza – sieć instytucji, fundacji i struktur unijnych, których nikt nie wybierał, ale które podejmują kluczowe decyzje. To właśnie ta sieć odebrała Niemcom ich państwo – po cichu i bez pytania o zgodę.
Masz wątpliwośc, Helga? To jesteś rasistką!
Nie zgadzasz się, Klaus ? To jesteś „staromodny i niemodny” – czyli, oczywiście, gorszy od faszysty.
Nowoczesny Niemiec nie ma narodowości. Ma tylko kod QR, aplikację do rejestrowania mowy nienawiści i... test ciążowy.
Berlin, Kolonia, Frankfurt – to już nie miasta. To poligony testowe. Enklawy, w których to ty, rdzenny obywatelu, masz się integrować z przybyszem. Ty masz nauczyć się jego świąt, jego wrażliwości i jego języka.
Tylko nie pytaj, gdzie podziała się twoja własna kultura – bo to już mowa nienawiści!
Masz syna, Helga ?
Zakocha się w muzułmance, zmieni nazwisko, a twoje wnuki będą mówić:
„Oj, dziadek był z Niemiec... ale to było dawno temu.”
Masz córkę, Klaus? Spokojnie. Też ją zintegrują. Może nawet szybciej, niż myślisz.
To samo czeka Polskę.
Jeśli będziemy bierni, jeśli nie zadamy pytań obecnej dyktaturze urzędniczej – obudzimy się w kraju, którego nie będzie.
P.S.
To komentarz Pani Joanny M. Wiewiórkiewicz, dał impuls do napisania w/w felietonu.
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!
"Supported by GPT – Artificial Intelligence Assistance"
ZGŁOŚ NADUŻYCIE